Historia pewnej kandydatki
Wczoraj na łamach Magazynu Rekruter ukazał się wywiad, w którym opowiadałam trochę o swojej przygodzie z HR-em i o tym co mnie na co dzień zajmuje (wywiad znajdziesz TU). W pewnym momencie rozmowy mówię o tym, że ważną cechą HR-owców jest, moim zdaniem, empatia. Gdy zajrzymy do Słownika Języka Polskiego zobaczymy, że semantycznie słowo empatia oznacza zdolność do wczuwania się w czyjś stan.
Oczywiście nie tylko ludziom HR-u ta cecha się przydaje, ale myślę sobie, że im w szczególności, bo spędzają sporo czasu na rozmowach z innymi – podczas rekrutacji, szkoleń, rozmów z pracownikami. Niezależnie od tego jaka jest nasza percepcja, a umówmy się – każdy ma swoją indywidualną, naszym zadaniem jest odczytywanie tego, co kryje się w ludziach i odpowiadanie na ich potrzeby, właśnie podczas wspomnianej rekrutacji czy szkoleń.
Percepcja nie jedno ma imię
W moich tekstach i rozmowach podkreślam często, że każdy z nas postępuje według swoich zasad, a inni ludzie powinni to szanować, o ile oczywiście zachowania te nie wykraczają poza ogólnie przyjęte normy społeczne. Jest to ważne, bo ludzie wokół nas nie zawsze zachowują się tak jakbyśmy tego chcieli. Ba! Nawet mąż czy żona robią wiele rzeczy nie po naszej myśli, a co dopiero obcy człowiek, z którym łączy nas jedynie biznesowa relacja? Pracownicy więc potrafią nie przyjść do pracy w ostatnim dniu ważnego projektu – a my przecież nigdy byśmy tego nie zrobili! Kandydaci umawiają się z nami na spotkanie i nie przychodzą albo odwołują rozmowę w ostatniej chwili i tracą nasz cenny czas. Staram się zawsze w takich sytuacjach wchodzić w buty danej osoby i ją zrozumieć. A jeśli nie potrafię znaleźć żadnych argumentów, zrzucam to na karb innej percepcji, skrzętnie notuję w głowie sytuację, miejsce i idę dalej. Nie obrażam się, ale pamiętam.
O-D-P-O-W-I-E-D-Z-I-A-L-N-O-Ś-Ć
I wszystko w tym moim poukładanym (jako tako) świecie byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że nie da się wszystkiego zrzucić na karb percepcji. Za przykład może posłużyć jedna z moich ostatnich rekrutacji. Wszystko na początku dzieje się zgodnie z planem – kandydatka wysyła cv, zapraszamy ją na rozmowę. Spotkanie ma na celu potwierdzenie i rozszerzenie informacji zawartych w życiorysie, sprawdzenie kilku kompetencji i zweryfikowanie czy kandydatka spełnia warunki brzegowe określone przez klienta. Wszystko gra, kandydatka dosyć szybko trafia na rozmowę do klienta. Stawia się punktualnie na spotkanie i w trakcie oczekiwania na rozmówcę wychodzi. Przed wyjściem informuje, że tylko na kilka minut, zaraz wróci. Nie wraca. Ani po kilku minutach, ani nawet godzinach. Klient dzwoni do nas i pyta – czy coś się stało, czy może jakiś wypadek, a może coś źle zrobił. Kandydatka przez telefon wyjaśnia nam, że zrezygnowała. A dlaczego nie powiedziała wprost? Nie wie, po prostu chciała to zrezygnowała. I w takich sytuacjach myślę sobie, że żadna percepcja nie jest w stanie wytłumaczyć mi zachowań drugiego człowieka. Bo ta sytuacja to nic innego jak brak odpowiedzialności. Koniec i kropka. Pewnie niektórzy dopowiedzą sobie – może młoda dziewczyna, a przecież przedstawiciele młodych pokoleń postrzegani są jako nieodpowiedzialni. Ta rzeczywiście była młoda, tylko, że nie tylko młodzi zapominają o tym, czym jest odpowiedzialność. Bo jak można określić sytuację, w której pracownik (wcale nie taki młody) po uzgodnieniu szczegółów i podpisaniu umowy nie stawia się na miejsce pracy i przestaje odbierać telefony? Ostatnio takich sytuacji mam na pęczki. Umawia się, nie przychodzi, uzgadniamy coś, nie dotrzymuje słowa i wcale nie czuje się zobowiązany do wyjaśnienia sytuacji albo chociaż poinformowania mnie o tym. Nie widzi szerszego obrazu, bo nieodpowiedzialny kandydat czy pracownik to nie tylko niezadowolony klient czy menedżer. To stracone pieniądze, czas, praca. A wystarczyłoby powiedzieć – rozmyśliłam się, nie wrócę za pięć minut, nie dzwońcie. Nie przyjdę do pracy, bo stwierdziłem, że mi się to nie kalkuluje. Nie zatrudnię tego człowieka, bo nie pasuje mi pod kątem osobowości.
Przeczytałam gdzieś, że odpowiedzialność wymaga wysiłku. Pewnie tak. Tylko z takim wysiłkiem zdecydowanie łatwiej jest położyć się do łóżka, niż ze świadomością, że zawiedliśmy czyjeś nadzieje. Nawet obcych ludzi.
Zostaw komentarz