Te okropne feminatywy – co z nimi począć?

Sekretarka, asystentka, przedszkolanka – te nazwy stanowisk zwykle nie budzą naszych emocji, przyjęły się w potocznym języku i nikt nie psioczy na ich żeńskie formy gramatyczne. Co innego, kiedy używamy takich, nazw jak prezeska, członkini zarządu czy dyrektorka. Feminatywy elektryzują opinię i wzbudzają mnóstwo emocji. Bo przecież co to za pomysł, żeby panią dyrektor nazywać dyrektorką albo nie daj Boże prezeską. To wymysł, a pani dyrektor czy pani prezes brzmi zdecydowanie lepiej! Co zrobić z feminatywami w ogłoszeniach o pracę? Pisać, że szukamy prezesa albo prezeski?
O co tak naprawdę chodzi z feminatywami?
Feminatywy są żeńskimi formami gramatycznymi nazw zawodów i funkcji. Zgodnie z wikipedią feminatywy nazywają kobiety ze względu na:
- przysługujący im tytuł
- pełnioną funkcję
- zajmowane stanowisko
- wykonywany zawód
- przynależność narodową
- pochodzenie
- wyznanie
- przekonania
- właściwości psychiczne, fizyczne
- wykonywane czynności.
I pewnie niektórzy się na to oburzą, ale wcale nie jest tak, że feminatywy są wymysłem i modą, która nastała kilka lat temu. W XIX wieku odpowiedniki nazw męskoosobowych, takie jak doktorka, profesorka czy docentka były zupełnie naturalne. I ja sama gdzieś w starych filmach czy książkach napotykałam na tego typu formy, które dziś wydają się czymś nienaturalnym. Przyszedł niestety okres powojenny kiedy to transformacja języka przestała nadążać za zwiększeniem aktywności zawodowej i społecznej kobiet, a w konsekwencji nastąpiła maskulinizacja tytułów i nazw zawodowych. Można więc powiedzieć, że mamy do czynienia z uzusem językowym, który na dobre rozgościł się w języku polskim. Na szczęście coraz częściej pojawiają się głosy, że powinniśmy wrócić do korzeni i do poprawności językowej, a Rada Języka Polskiego popiera ten trend. W praktyce znaczy to mniej więcej tyle, że zamiast pisać pani prezes, powinniśmy używać sformułowania prezeska, bo jest ono poprawne. Powinniśmy unikać sformułowań „pani prezes”, gdyż w tym przypadku nie zgadza się rodzaj – „pani” – rodzaj żeński, „prezes” – rodzaj męski. Idąc tym tokiem myślenia moglibyśmy napisać „pan prezeska” – błąd jest dokładnie taki sam – nie zgadza się rodzaj.
Męskie i żeńskie formy w ogłoszeniach o pracę
Zanim przejdę do przedstawienia wyników badania, które dotyczyło feminatywów w środowisku pracy, chcę Wam opowiedzieć, co mnie osobiście skłoniło zarówno do napisania tego tekstu, jak i używania męskich i żeńskich nazw stanowisk na równi. Jak zapewne część z Was wie, z wykształcenia jestem prawnikiem. Kilka lat studiów oraz praca, która zawsze zahaczała w jakimś stopniu o kwestie prawne, spowodowały, że dużą uwagę przykładam do tego, czy moje działania oraz wytwory mojej pracy są zgodne z literą prawa. Edukuję moich klientów oraz uczestników szkoleń, jak powinno wyglądać ogłoszenie o pracę, jak przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną czy też jak rozwiązać umowę o pracę zgodnie z polskim ustawodawstwem. Wielokrotnie przyglądałam się ogłoszeniom o pracę, które zawierały kryteria dyskryminacyjne i sama w swojej pracy pięć razy zastanawiam się zanim opublikuję gdziekolwiek ogłoszenie. I właśnie ta moja poprawność skłoniła mnie do tego, aby zawierać w ogłoszeniach żeńskie i męskie nazwy stanowisk. Jeśli szukałabym sekretarki, tytuł mojego ogłoszenia brzmiałby sekretarka/ sekretarz albo odwrotnie. Dzięki użyciu obu rodzajów wiem bowiem, że nie narażam się na jakąkolwiek odpowiedzialność za stosowanie dyskryminacji w procesie rekrutacji – wszak dyskryminacja ze względu na płeć jest zabroniona. Pisząc książkę również starałam się zwracać do czytelnika, jak i czytelniczki. Mam cichą nadzieję, że swoją postawą przyczyniam się do tego, że zarówno męskie, jak i żeńskie nazwy stanowisk nie będą się kojarzyły głupio i niepoważnie. Bo przyznam Wam szczerze, sama kiedyś feminatywy tak postrzegałam – filolożka, psycholożka, chirurżka – wcale nie kojarzyły mi się profesjonalnie. Z czasem, kiedy trochę się z nimi osłuchałam, trochę na ich temat przeczytałam zmieniłam zdanie. Dziś brzmią one dla mnie naturalnie i nawet trochę dumnie!

Co kobiety myślą o feminatywach?
Całkiem niedawno Pracuj.pl wspólnie z Fundacją Sukcesu Pisanego Szminką zapytało kobiety o ich zdanie na temat żeńskich nazw stanowisk. Wyniki nie były dla mnie jakimś szczególnym zaskoczeniem, gdyż:
- 8 na 10 kobiet uważa, że żeńskie nazwy stanowisk powinny być powszechnie używane na równi z męskimi
- 78% badanych kobiet oczekuje, że w ogłoszeniach o pracę znajdą się feminatywy
- ¾ respondentek chce mieć wpływ na nazwę swojego stanowiska.
Czyli reasumując, chcemy mieć wpływ na to, jak jesteśmy nazywane, chcemy, żeby żeńskie nazwy stanowisk pojawiały się w ogłoszeniach o pracę, chcemy, aby używano żeńskich form na równi z męskimi. Po prostu tego chcemy, co więc stoi na przeszkodzie, aby odpowiedzieć na tę potrzebę? Aby wprowadzić w firmie feminatywy, nie musimy tworzyć programów, regulaminów, projektów. Wystarczy do tego decyzja oraz wprowadzenie jej w życie – słowem najkrótszy projekt HR-owy ever.
Chcę odnieść do tego, co dzieje się, gdy mówimy o feminatywach. Pokusiłam się o przeczytanie komentarzy, które pojawiły się w mediach społecznościowych tuż po publikacji wyników badania Pracuj.pl na FB oraz na profilach osób, które wypowiadały się na temat raportu. Na ich podstawie wiem, że temat budzi ogromne emocje. Aż przykro mi było czytać o tym, że to wymysł feministek, w d.. się już poprzewracało, nie mamy się czym zajmować, a same żeńskie nazwy stanowisk są nowomową i są po prostu śmieszne. Zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko, co nowe (choć z tą nowością w przypadku feminatywów możemy dyskutować) budzi wątpliwości, jest inne, dziwne, specyficzne. Dla mnie samej, jak wcześniej wspomniałam, używanie feminatywów wcale nie było naturalne, ale z upływem czasu w 100% się do nich przekonałam. Dodatkowo trochę boli mnie, że stanowiska, takiej jak sekretarka, przedszkolanka, asystentka nie budzą wątpliwości co do formy, a prezeska już tak. Ogłoszenie o pracę, wbrew pozorom, wiele mówi o nas jako o pracodawcy i uważam, że użycie męskich i żeńskich form w samej nazwie stanowiska może tylko zwrócić uwagę kandydatów. Podobnie już samo przekazanie decyzji pracownicy czy pracownikowi, jak ma brzmieć zajmowane stanowisko czy pełniona rola, jest krokiem do przodu.
Jestem bardzo ciekawa, co myślicie na ten temat. Podzielcie się koniecznie swoją opinią.
Ps Czytasz ten tekst, gdyż temat feminatywów po prostu mnie zainteresował, a wpis nie powstał w ramach współpracy. Chciałam się z Tobą podzielić swoją opinią oraz spostrzeżeniami.
Więcej informacji o badaniu przeczytasz TU
Ja nie mam nic przeciwko używaniu męskich form w ogłoszeniach o pracę – znacznie bardziej irytujące jest, kiedy piszą do mnie ofertę w całości w formie męskiej, tylko imię wstawiają żeńskie (tak, pracuję w typowo męskim zawodzie). A żeńskie nazwy zawodów są zwykle ok, ale jednocześnie warto pamiętać, że niestety jeśli używamy formy żeńskiej, to taka osoba czy stanowisko postrzegane są niżej niż przy użyciu formy męskiej. I jak słyszymy „pani filozof”, wydaje się ona osobą bardziej wykształconą niż filozofka. Warto mieć to na uwadze podczas używania feminatywów.
Ale to już chyba od dawna istnieje? Mi tam jakoś specjalnie nie przeszkadzają
Nauczycielka wychowania przedszkolnego A nie przedszkolanka…
Dziękuję za poprawę – zgadza się 🙂
Już minęła chwila od publikacji wpisu, jednak nie mogłam się powstrzymać i nie zwrócić uwagi na stwierdzenie, którego użyłaś: ,,z wykształcenia jestem prawnikiem” – to w końcu jesteś prawniczą czy prawnikiem? Przepraszam, trochę czepiam, lecz z to pokazuje, jak jednak stosowanie feminatywów jest w dużej mierze wymuszone i sztucznie propagowane. I stąd, jak sądzę, wynika tak silny opór. Język polski, jak każdy język naturalny, jest kształtowany poprzez naturalne zmiany myślenia jego użytkowników. Dlatego sztuczne wprowadzanie feminatywów, po to aby zmienić myślenie jest rzeczą absurdalną i spotyka się z tak dużymi kontrowersjami. Wpierw trzeba by zmienić sposób myślenia o kobietach w tych ,,prestiżowych” zawodach, a dopiero potem język już sam powinien się dopasować.
Inną rzeczą też jest, że jeżeli kobieta podpisuje się jako biolożka czy też sekretarzyna (poprawny według polskich norm językowych feminatyw od sekretarz, sekretarka jest wszak innym zawodem) od razu przywołuje to konotacje feministyczne, a jednak wiele kobiet nie chce być tak identyfikowanych i się rodzi niechęć do tego rodzaju form (przynajmniej ja tak mam).
Zgadzam sie w calej rozciaglosci. O ile niektore zenskie formy brzmia naturalne, jak nauczycielka, lekarka, fryzjerka, to znaczna czesc brzmi raczej groteskowo- chirurzka, ginekolozka- polozniczka (zwlaszcza polozniczka), kapitanka, marynarka, kierowczyni, weterynarka… no i idac za ciosem to kobieta to nie czlowiek bo czlowiek kojarzy sie z rodzajem meskiem tylko czlowieka albo czlowieczka?
Feminatywy są niezwykle ważne, szczególnie w obecnych czasach. My w digitalx.pl również zaczęliśmy je stosować. Kobiety z branży digital i e-commerce na pewno chętniej wyślą CV na ofertę pracy , gdy widzą żeńską nazwę stanowiska 🙂