Zaczynam pisać ten tekst i myślę sobie, że to będzie chyba najkrótszy artykuł na blogu. Ale mimo to nie chcę, żeby myśl, która towarzyszy mi od jakiegoś czasu umknęła gdzieś w poście w moich social mediach. A więc do rzeczy 🙂
Zaczynam pisać ten tekst i myślę sobie, że to będzie chyba najkrótszy artykuł na blogu. Ale mimo to nie chcę, żeby myśl, która towarzyszy mi od jakiegoś czasu umknęła gdzieś w poście w moich social mediach. A więc do rzeczy 🙂
Czytam sobie różne raporty i badania dotyczące HR-u, które przygotowują firmy konsultingowe lub ośrodki badawcze. I już od jakiegoś czasu wyłania mi się profil naszego rodzimego HR-owca. W sumie nie HR-owca! Toż to człowiek orkiestra jest, nie HR-owiec!
Inspiracją do napisania dzisiejszego postu była rozmowa, którą odbyłam jakiś czas temu w.. piaskownicy 🙂 Pomiędzy jedną babką a drugą, mój znajomy z placu zabaw zaczął opowiadać o swojej pracy. Nic nadzwyczajnego – o tym, że ma dużo roboty, że jeden projekt goni drugi, a gdyby tego było mało, dział HR postanowił przeprowadzić badanie satysfakcji pracowników. Zwierzenia sfrustrowanego taty zaowocowały szeroką dyskusją pozostałych rodziców obecnych na placu, którzy nie pozostawili suchej nitki na działach HR i ich pomysłach przeprowadzania badań satysfakcji czy też zaangażowania pracowników. Kiedy zapytałam moich rozmówców dlaczego tak nie lubią tego typu ankiet, zgodnie odpowiedzieli, że dla nich to strata czasu – HR co roku pyta o to samo i nic w temacie się nie dzieje.
Cześć! Nazywam się Ula i od 2016 roku tworzę HR na obcasach.
Jestem prawniczką zakochaną w ludziach. Najwięcej radości czerpię z rozmów z innymi i pisania.