Od kiedy prowadzę bloga w zasadzie codziennie na moją skrzynkę pocztową trafiają różnorakie informacje prasowe. Spora część z nich nie jest przydatna i siłą rzeczy od razu trafia do kosza. Są jednak takie wiadomości, które pokazują mi konkretne dane o tym, z jakimi wyzwaniami mierzą się firmy, co badają i w jakim kierunku zmierzają. I kiedy tak analizuję informacje, czytam co dzieje się w branży, odnoszę wrażenie, że obok mnie toczy się swoisty festiwal na benefity.

Może trochę przesadzam, ale kiedy czytam, że w tej czy innej firmie właśnie pojawiła się zjeżdżalnia (TAK – ZJEŻDŻALNIA), w przerwie można skorzystać z masażu, a na deser po lunchu zjeść watę cukrową czy kręcone lody to naprawdę zastanawiam się czy to wszystko idzie w dobrym kierunku. Czy aby na pewno wyróżnikiem tej czy innej organizacji powinien być popcorn, wata cukrowa? Czy naprawdę najbardziej istotnym elementem w pracy jest zjeżdżalnia? Szczerze wątpię.. A jednak są firmy, które wydają krocie na takie czy inne „motywatory”. Nie bez przyczyny piszę o nich w cudzysłowie, bo mnie (i sądzę też, że wielu moich czytelników) do pracy nie zmotywuje zjeżdżalnia. Nie będę się bardziej starała, nie będę bardziej produktywna, inwestycja w zjeżdżalnię nie przełoży się na moje większe zaangażowanie.

Benefity dla młodych?

Ale odejdźmy trochę od moich potrzeb. Załóżmy, że chcemy odpowiedzieć na potrzeby młodego pokolenia, bo to jest nasza grupa targetowa. Chcemy przyciągnąć i zatrzymać w firmie studentów i młodych absolwentów. Czy dla nich też wyznacznikiem fajnej organizacji będzie wspomniana zjeżdżalnia? Zapewne na piwie z kolegami pochwalą się tym, jednak nie dlatego będą wstawać codziennie rano do pracy. Nie zatrzyma to w firmie przedstawicieli pokolenia Y czy Z, którzy uchodzą za nielojalnych pracowników (swoją drogą uważam, że akurat takie uogólnienie jest dość krzywdzące dla tych osób). Mam wrażenie, że wprowadzając wyszukane, oryginalne benefity zwyczajnie mydlimy ludziom oczy. I nie chodzi mi o to, aby firmy, które chcą inwestować w tego typu benefity przestały to robić. Jeśli ma to uprzyjemnić pracownikom dzień pracy i dana organizacja może i chce sobie na to pozwolić – ok! Uważam jednak, że nie na tym powinniśmy budować naszą przewagę. Nie te elementy powinny nas wyróżniać na rynku. Jeśli jesteśmy po stronie tej czy innej organizacji i chcemy mieć dobrą pozycję na rynku pracy, powinniśmy odpowiedzieć na potrzeby pracowników i osób ubiegających się o pracę. A taką potrzebą wcale nie jest wata cukrowa.

A co mówią badania?

Z otrzymanych niedawno informacji prasowych moją uwagę zwróciła ta, która dotyczyła potrzeb kandydatów. Jak wynika z badania Nationale-Nederlanden, osoby szukające pracy, oceniając miejsce pracy, biorą pod uwagę przede wszystkim wysokość wynagrodzenia, atmosferę oraz odległość firmy od miejsca zamieszkania. Nie ma tu więc mowy o wyszukanych benefitach. Podobne wnioski można wysnuć analizując badania naukowe – z badań Anny Wołpiuk-Ochocińskiej wynika, że dominującym powodem pracy w danym miejscu jest potrzeba utrzymania rodziny (osoby ze stażem powyżej 10 lat) oraz chęć posiadania własnych pieniędzy (osoby ze stażem pracy do 2 lat). Badania empiryczne Anny Dolot jasno wskazują, że benefity pozapłacowe są oceniane dużo niżej aniżeli przykładowo nabywanie nowych doświadczeń, atmosfera czy dobre relacje z przełożonym. Wśród 30 czynników motywacyjnych dopiero w drugiej połowie znalazły się benefity pozapłacowe. Tak naprawdę mogłabym przytoczyć wiele badań, które mówią o tym, że kandydaci i pracownicy nie potrzebują przysłowiowych gruszek na wierzbie. Oczekują konkretów od pracodawców. Transparentności w ofercie zatrudnienia, jasnych zasad wynagradzania, dobrego klimatu w pracy. Wspomniana wyżej zjeżdżalnia może być przyjemnym dodatkiem, ale nie powinniśmy na niej budować swojej przewagi na rynku. Zamiast więc pisać o zjeżdżalni w ogłoszeniu czy na stronie kariery, umieśćmy informację o zarobkach czy innym elemencie, który byłby odpowiedni dla naszej grupy docelowej.

Dlaczego o tym piszę? Niedawno spotkałam na mieście właścicieli firmy, w której kiedyś za czasów studiów pracowałam. Pamiętam jak bardzo byłam wtedy rozczarowana tym, że nie otrzymuję wynagrodzenia, które pozwalało na normalne funkcjonowanie w Warszawie, a firma proponowała wręcz ekskluzywne benefity. Moja przygoda ze wspomnianą firmą szybko się zakończyła, a mi chyba pierwszy i ostatni raz w życiu pozostał niesmak po pracodawcy.

Udostępnij:
Autor wpisu: Ula Zając-Pałdyna
Założycielka HR na obcasach, właścicielka agencji doradztwa personalnego, prawniczka pisząca doktorat z zarządzania.