Wiedza to grzech?

Sporo mówimy o tym, że warto budować swoją markę, dbać o nią, kreować się na profesjonalistę w swojej dziedzinie. Co więc robimy? Dokształcamy się, chodzimy na szkolenia, nabywamy nowe kompetencje, kwalifikacje, można rzec – odpowiadamy na potrzeby. Zarówno swoje, jak i pracodawców, przełożonych, partnerów biznesowych. Każdy z nas przecież ma swoje ambicje, dla jednego szczytem będzie odbycie wszystkich szkoleń, które zaplanował dla niego pracodawca, dla innego będzie to tylko minimum – będzie szukał wiedzy, inspiracji i z determinacją dążył do wyznaczonego przez siebie celu. I wszystko byłoby ok, gdyby nie pewien zgrzyt..
Rozmawiam z kimś, kto, podobnie jak ja, się doktoryzuje i tłumaczy mi, że robi to w tajemnicy, bo.. „co powie mój szef”? Inna osoba opowiada, że poszła na studia podyplomowe, ale nie mówi o tym głośno, bo szef może pomyśleć, że chce go wygryźć – słyszę: „wiesz, to studia menedżerskie, co można sobie pomyśleć”? I takich sytuacji mam na pęczki! Szkoła trenerów, szkoła coachingu, nauka hiszpańskiego, włoskiego.. Nie warto mówić, bo można się narazić!
Czy ja naprawdę to słyszę? To ja powinnam uważać, żeby mój szef nie czuł się urażony poziomem moich kompetencji czy wykształcenia? Naprawdę powinnam ukrywać, że kształcę się w kierunku, który sprawia mi satysfakcję?
Przyznam, że dziwi mnie taka postawa. Ja jako szef wolałabym wiedzieć co drzemie w moich pracownikach, jaki mają potencjał i co ich kręci poza pracą. Te informacje są skarbnicą wiedzy – jak zarządzać, jak motywować, jak wykorzystać dobre strony.
Jeśli Ty też nie mówisz o swoich sukcesach z powodów, o których napisałam wcześniej, zadaj sobie pytanie:
Czy chcesz pracować w miejscu, gdzie nie ceni się Ciebie, a obraz jaki kreujesz? Czy Twoje obawy są uzasadnione?
Zostawiam Cię z tym, Drogi Czytelniku.
Udanego weekendu!
Dzień dobry,
trafiłam wczoraj na Twój blog i sukcesywnie czytam wszystkie artykuły, które mieszczą się w zakresie moich zainteresowań (czyli praktycznie większość).
I dopiero w 2016 stym postanowiłam napisać komentarz, taki z doświadczenia.
Szef działu, z którym nie przedłużono umowy ze względu w dużej mierze na jego stosunek do pracy, bardzo ciężka współpracę i umiarkowanie przyjazne podejście do współpracowników… Nie przyjął do wiadomości, że nie koniecznie wpasował się w oczekiwania i zasady panujące w firmie. Na odchodne podzielił się dobrą radą z jednym z kolegów, z równoległego działu.
Mianowicie owa złota rada brzmiała – nie zatrudniaj nikogo, kto dużo umie. Popatrz jednego sobie zatrudniłem i mnie wygryzł.
Reasumując ów Pan zatrudnia jedynie osoby, którym mógł udowadniać swoją wyższość, żeby zarząd uważał, że jest niezbędny i firma bez niego upadnie. Takie osoby mają się czego bać, kiedy inni się szkolą:)