Nie lubię tego pisać, ale ponownie muszę przyznać, przed sobą i przed Wami, że trochę tu cisza u mnie nastała. Nie przepadam za takim stanem rzeczy i jak tylko mam możliwość, od razu tu wracam – z przyjemnością zresztą. Ale zacznijmy od początku, bo chciałabym się z Wami podzielić tym, co się u mnie działo w ostatnim czasie i co kompletnie przewróciło mój ład i harmonię – blogową też. Za kilka miesięcy pojawi się nowy członek HR obcasowej rodziny, czyli moje drugie dziecko, no licząc bloga to chyba jednak trzecie.

Ostatnie trzy miesiące nie należały dla mnie do najłatwiejszych – czułam się, delikatnie rzecz ujmując, słabo. Piszę dla Was głównie wieczorem i nocami, a tymczasem o godz. 21-22 czułam jakby ktoś odciął mi zasilanie. Teraz mój organizm wraca do normy, a co za tym idzie wracam powoli do względnej harmonii. Jest to więc doskonała okazja do napisania kilku słów refleksji, a będzie o tym, co dzieje się w sieci, nie tylko pod kątem HR-ów.

Moc internetu

Od kiedy zajmuję się blogiem, spędzam dużo więcej czasu w sieci, aniżeli wcześniej. Obserwuję inne blogi, czytam wiadomości w różnych serwisach, zdobywam wiedzę. Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że internet daje ogrom możliwości. Nie trzeba włączać telewizora, żeby dowiedzieć się tego, co dzieje się na świecie. Nawet meczu nie trzeba oglądać, żeby dowiedzieć się jaki jest wynik, ba – nawet nie trzeba wyglądać za okno, bo ktoś uprzejmy na pewno napisze na FB jaki to straszny dziś upał, albo wielka ulewa. Trochę z przymrużeniem oka, jednak widzę dużo plusów społecznościówek i serwisów, które podają mi informacje z pierwszej ręki. Sama mogę wybierać sobie wiadomości, które mnie interesują, a nie oglądać w TV to, co ktoś uznał za warte pokazania. I to jest jedna strona medalu.

Są jednak dwie strony medalu

Druga strona medalu to coś zdecydowanie mniej przyjemnego, czasami wręcz przerażającego. Mówię tu o możliwości wypowiadania się na każdy temat, bo o tym, że lubimy pisać w sieci, chyba nie muszę nikogo przekonywać. Wypowiadamy się na niemalże każdy temat – polityki, wiadomości, innych ludzi i oceniamy, oceniamy i jeszcze raz oceniamy. I choćbyśmy nie wiem co napisali w sieci, nie jesteśmy w stanie wszystkim dogodzić. Zawsze znajdzie się ktoś z innym zdaniem od naszego i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że często przez pryzmat tego swojego zdania na dany temat jesteśmy oceniani – to i tak delikatne słowo – szerzy się hejt jak stąd do Honolulu. Mam zasadę, że nigdy nie wypowiadam się na temat polityki w sieci, bo wiem, że znajdzie się ktoś, kto ma inne zdanie. Jakiś czas temu zostałam poproszona o komentarz na forum, na temat powrotu mam do pracy po macierzyńskim – napisałam sporo o tym, co myślę, jakie są moje doświadczenia, co radzę. Dostałam kilka lajków i komentarz: „po osobie z HR-ów więcej bym się spodziewała” – odpowiedziała mama, mamie. Nie wiem o co chodziło, bo nie chcę się wdawać w dyskusje bez argumentacji, ale pamiętam, że byłam zwyczajnie zawiedziona. Niedawno natrafiłam w sieci na temat kobiety, która przeżyła koszmar, bo była wielokrotnie gwałcona przez kilku mężczyzn w jednym z mieszkań w Łodzi. Czy wiecie co znalazłam w komentarzach? Współczucia? Ubolewanie? Bynajmniej! Jeden wielki hejt na dziewczynę, bo odważyła się pójść na imprezę z nieznajomymi. Serio? Czy my żyjemy w kraju, w którym powinnam obawiać się poznawania nowych ludzi? Czy powinnam mówić swojemu dziecku, żeby nie odzywało się do nikogo w miejscu publicznym, bo może zostać zaatakowane? Czy może którakolwiek kobieta być winna temu, że jakaś bestia wykorzystała swoją przewagę fizyczną i postanowiła zrealizować swoje najbardziej zwierzęce instynkty? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. To, co dzieje się w sieci spowodowało, że ja praktycznie przestałam uczestniczyć w publicznych dyskusjach. Ograniczam się jedynie do wypowiedzi w ramach swojego bloga oraz na prywatnych kontach. Nie chcę tracić czasu na jałową dyskusję z kimś, kto uważa, że jest tylko jedyna słuszna prawda, jego prawda.

Pracodawców też to dotyczy

Podobną tendencję zauważam w wypowiedziach dotyczących firm i pracodawców. Kiedy zerkam na GoldenLine czy GoWork, negatywne informacje o firmie przeplatają się z tymi w stylu: „na pewno byłeś beznadziejny/-a i dlatego Cię wyrzucili”. Bardzo łatwo przychodzi nam ocenianie, bo jesteśmy po jakiejś stronie barykady i rzucamy ocenami nie znając kontekstu, sytuacji i nie mając pełnej wiedzy. To jest ta strona sieci, której bardzo nie lubię, bo są ludzie, którzy karmią się burzą w sieci i mają frajdę z tego, że są atakowani. Dopiero wtedy zaczyna się dla nich zabawa. Są też tacy, których krytyka bardzo boli. Mam więc na ten słoneczny (u mnie taki właśnie jest) czwartek pewne przesłanie. Zanim coś napiszemy, pomyślmy. To naprawdę nie boli. Jeśli mamy w swoich szeregach znajomych, którzy obrażają, hejtują i przynoszą nam więcej szkody, wyrzućmy ich ze znajomych, łatwiej nam się będzie żyło. Czerpmy z sieci jak najwięcej, ale błagam, nie wykorzystujmy jej do wyładowania swoich frustracji. To może już lepiej worek treningowy sobie kupić?

Dobrego dnia!

Udostępnij:
Autor wpisu: Ula Zając-Pałdyna
Założycielka HR na obcasach, właścicielka agencji doradztwa personalnego, prawniczka pisząca doktorat z zarządzania.